Nadchodzą branżowcy


 We wrześniu ostatni rocznik rozpocznie naukę w szkole zawodowej. Od 2017 r. zawodówki zastąpią dwustopniowe branżówki. Te mają lepiej współpracować z pracodawcami i kończyć się inną maturą.

- Zawodówki źle się kojarzą - wielokrotnie podkreślała minister edukacji Anna Zalewska, mając na myśli ich wizerunek szkół dla słabszych uczniów.

Zmierzch zawodówek zaczął się w latach 90. i przybrał na sile po reformie Mirosława Handkego ministra edukacji w rządzie Jerzego Buzka z 1999 r., która wprowadziła gimnazja. To wtedy młodzież masowo ruszyła do liceów ogólnokształcących i profilowanych.

W latach 70. W szkołach zawodowych kształciło się nawet dwie trzecie uczniów, ale dziesięć lat temu technika i zawodówki wybierało już tylko 47 proc. absolwentów gimnazjów. Ten stan utrzymywał się przez lata. Rok szkolny, który właśnie się zakończył jest dopiero trzecim z kolei, gdy licea wybrała mniej niż połowa uczniów. Na zawodówki i technika postawiło 55 proc. absolwentów gimnazjów.

Od września 2017 r. młodzież dostanie do wyboru oprócz techników, nie zawodówkę a branżówkę. Szkoła branżowa, której powstanie pod koniec czerwca ogłosiła minister Zalewska, ma składać się z dwóch stopni - pierwszego trzyletniego i drugiego dwuletniego.

Jak to będzie działało? Po ukończeniu pierwszego stopnia uczeń z tytułem np. mechanika pojazdów samochodowych może pójść do pracy lub kontynuować naukę w szkole drugiego stopnia, by zdobyć tytuł technika pojazdów samochodowych. Tam też zda zawodową maturę, która ma obejmować obowiązkowe egzaminy z języka polskiego, obcego i matematyki. Po niej może wybrać zawodowe studia licencjackie. Jakie dokładnie? Tego Ministerstwo Edukacji Narodowej jeszcze nie określiło.

To coś więcej niż nazwa

- To ogromny awans szkolnictwa zawodowego - uważa minister Zalewska. - Z każdego stopnia można pójść do pracy i podwyższać swoje kwalifikacje - zachwala.

Wieloletni dyrektor szkoły zawodowej i poradni wychowawczo-zawodowej Włodzisław Kuzitowicz w swoim "Obserwatorium Edukacji" zauważa jednak: - Myślę, że zaważyła tu chęć dokonania kolejnej "dobrej zmiany", manifestacyjnego zerwania z nazwą "zawodówka", nazwą obrosłą w ostatnich latach "złą aurą", jako szkołą "ostatniego wyboru".

Zdaniem Kuzitowicza nie tędy droga do wzmacniania kształcenia zawodowego. Pedagog tłumaczy: - Pomysł na szkoły branżowe to skutek zabrnięcia przez środowisko PiS-u w ślepą uliczkę propagandy, lansującej obraz "Polski w ruinie". Jedną z takich zbitek słownych, od kilku miesięcy głoszonych przy każdej nadarzającej się okazji, było powtarzanie sloganu o upadku, o zniszczeniu przez poprzednie rządy, szkolnictwa zawodowego - podkreśla.

Kuzitowicz przypomina, że jak zauważają choćby badacze Laboratorium Gospodarki Cyfrowej DELab Uniwersytetu Warszawskiego to właśnie w ostatnich latach szkolnictwo zawodowe zaczęło odzyskiwać prestiż.

Była minister edukacji Joanna Kluzik-Rostkowska ogłosiła nawet miniony rok szkolny "Rokiem Zawodowców", skierowała też spore fundusze unijne na wzmacnianie właśnie tych szkół. - W tym sensie to, co chce zrobić minister Zalewska będzie kontynuacją naszych działań - uważa Kluzik-Rostkowska.

Ale branżówka od zawodówki ma się różnić nie tylko nazwą.

Co najmniej 50 proc. zajęć w szkole branżowej będzie przeznaczonych na kształcenie zawodowe - dziś szkoły mają tu sporą swobodę. A większą rolę niż dotąd mają odgrywać w nich pracodawcy, bo MEN stawia teraz na kształcenie dualne - część tygodnia w szkole, część w zakładzie pracy. W przyszłości pracodawcy mieliby udzielać wsparcia kadrowego szkołom, organizować praktyki dla uczniów oraz doskonalić nauczycieli. W planach jest również współpraca przy tworzeniu podstaw programowych, a nawet egzaminowaniu uczniów branżówek.

Coraz bliżej Niemiec

Jak jest dziś z praktyką? Kiepsko. Z Systemu Informacji Oświatowej wynika, że tylko 65 proc. uczniów zasadniczych szkół zawodowych odbywa zajęcia praktyczne u pracodawców. Katastrofą są jednak statystyki w technikach: tylko 9 proc. uczniów tych szkół odbywa tzw. kształcenie praktyczne u pracodawców.

Wicepremier Mateusz Morawiecki, który wspiera MEN w reformie, przekonuje, że dzięki szkolnictwu branżowemu będzie można rozpoznawać trendy na rynku i dopasowywać system kształcenia do potrzeb pracodawców. - Nie ma nowoczesnej gospodarki bez dobrze dopasowanego systemu kształcenia - podkreśla Morawiecki.

W nowym systemie MEN będzie miało też bat na ich zdaniem kiepskie, niepodążające za trendami szkoły. Bo kierunki niezgodne z oczekiwaniami pracodawców będą gorzej finansowane z budżetu państwa, tzn. wysokość subwencji będzie zależna od powiązania kierunku z rynkiem pracy. W ten sposób ma zostać również ograniczona fikcyjna działalność wielu szkół policealnych dla dorosłych, do których słuchacze często zapisują się jedynie dla zdobycia dającej zniżki legitymacji.

Wzorem dla Polski w najbliższych latach mają być Niemcy, gdzie organizacja dualnego systemu kształcenia zawodowego oparta jest na dobrze zorganizowanym samorządzie gospodarczym, który organizuje i finansuje kształcenie. Również w efekcie tych działań w dwa razy większych Niemczech jest 23 razy więcej średnich przedsiębiorstw niż w Polsce i sześć razy więcej przedsiębiorstw dużych.

Matura też jest ważna

Gdzie w planowanych zmianach kryje się ryzyko? Krytycy rozwiązań zaproponowanych przez MEN obawiają się ponownego obniżenia rangi szkolnictwa zawodowego. W Wałbrzychu, prezentując zmiany, minister Zalewska mówiła m.in. o tym, że wymagania wobec uczniów techników mogą być dziś za wysokie: - Dane pokazują, że jeden na dziesięciu uczniów technikum nie zamierza przystąpić do matury, co drugi uczeń jej nie zdaje, a co trzeci nie zdaje egzaminu zawodowego - punktowała Zalewska.

Fakty są takie, że w tym roku maturę zdało 68 proc. absolwentów techników, a 23 proc. ma prawo przystąpienia do egzaminu poprawkowego w sierpniu, bo oblało tylko jeden egzamin. Co czwarty absolwent technikum nie poradził sobie z matematyką, co jest o tyle zaskakujące, że większość kierunków technicznych w Polsce opiera się na znajomości tego przedmiotu. Nie najlepiej wyglądają też wyniki dodatkowych egzaminów na poziomie rozszerzonym, do których musieli podejść w tym roku wszyscy maturzyści. Nie można ich oblać, bo nie mają progu zdawalności. Ale w efekcie absolwenci techników zdobyli średnio: matematyka - 13 proc. punktów, język angielski - 39, język niemiecki - 38, biologia - 15, chemia - 13, fizyka - 24, geografia - 32, historia - 26, informatyka - 28, wiedza o społeczeństwie - 11.

 

Z czego to wynika? Do tej pory wielu absolwentów techników kończyło matury na obowiązkowych przedmiotach na poziomie podstawowym - w zeszłym roku aż 80 proc. nie wybrało żadnego rozszerzenia. Większość nie planowała studiować. - Złą decyzją byłoby obniżenie poziomu matury, bo wypada słabo. Jeśli rząd PiS zdecyduje o wprowadzeniu łatwiejszej matury zawodowej, to będzie to bardzo złe wychowawczo. Trzeba myśleć o tym, jak tych młodych ludzi zmobilizować, a nie obniżać wobec nich wymagania - mówi Krystyna Szumilas, była minister edukacji w rządzie PO-PSL. Ale nie tylko matury są problemem - kłopoty dotyczą też zdawalności egzaminów zawodowych.

Oblewa je zwykle ok. jednej trzeciej zdających. W zeszłym roku jednym z najpopularniejszych egzaminów kwalifikacyjnych był ten dla kucharzy. Poradziło z nim sobie 65 proc. uczniów. W innych popularnych kierunkach zawodowych też mamy kłopoty. Do egzaminu z prowadzenia rachunkowości podeszło aż 1670 potencjalnych techników ekonomistów i techników rachunkowości - zdało 49 proc. Jeszcze mniej, bo tylko 43 proc. spośród ponad 5 tys. zdających techników administracji, zaliczyło egzamin z obsługi klienta. To zaś oznacza, że system ich kształcenia, ale i egzaminy rzeczywiście potrzebują odświeżenia. MEN proponuje m.in., by egzaminy przeprowadzać nie w szkołach, ale w specjalnych centrach i właśnie u pracodawców. Po raz kolejny - by mocniej związać rynek pracy ze szkołami. Kto za to zapłaci?

Nowy system kształcenia będzie finansowany m.in. z Funduszu Pracy (staże - 1,3 mld zł, doposażenie stanowiska pracy - 517 mln zł), Krajowego Funduszu Szkoleniowego (179 mln zł) oraz spółek skarbu państwa. MEN proponuje też utworzenie specjalnego Funduszu Rozwoju Edukacji Zawodowej, który będzie dofinansowywał nowoczesną bazę dydaktyczną dla m.in. centrów kształcenia praktycznego, organizowanie staży dla nauczycieli czy doradztwa zawodowego. Dziś w Polsce kształcenie zawodowe odbywa się w ok. 200 zawodach i ponad 250 kwalifikacjach. Mamy 1957 techników i 1684 zasadnicze szkoły zawodowe dla młodzieży